A więc minęły dwa lata...
Mówiłam, że jestem leniwa.
Prawdziwy ze mnie mistrz prokrastynacji, więc remont o którym pisałam w 2016 roku został zakończony, ale dopiero dwa miesiące temu pojawiła się nowa kanapa, fotele wciąż czekają na zmianę obicia, w kuchni nie ma pochłaniacza, brak regału na książki które wciąż zalegają w piwnicy, stary stół robi za biurko, szafki na sprzęt grający nadal w strefie projektu...
Od 6 lat nie ma obudowy do wanny.
Taki ze mnie talent.
Rozmieniam się na drobne, tworząc zaległości w pracy przez przeglądanie internetu i blogów, zaległości w blogowaniu przez oglądanie filmów i seriali, zaległości w oglądaniu seriali przez czytanie twittera, insta, facebook'a...
Nigdzie mnie nie ma tak na prawdę, ślizgam się po powierzchni codziennym spraw, mój umysł przeskakuje z tematu na temat nie zatrzymując się na żadnym dłużej, tworząc przy tym coraz większy backlog i podkręcając spiralę stresu, która powoduje, że budzę się o 5 rano po koszmarze o zalewającej mnie wodzie.
Jedyne o czym marzę to niebycie. O zaszyciu się gdzieś gdzie nie będzie internetu od którego jestem już uzależniona, gdzie będę mogła patrzeć się godzinami na bujające się na wietrze drzewa, gdzie nie będę myśleć o tym wszystkim co na mnie czeka z wywieszonym jęzorem w pracy, w domu, w życiu.
Chodzi mi wciąż po głowie "niech ktoś zatrzyma świat, ja wysiadam".
Cóż to ma wspólnego z minimalizmem?
Może nic.
Może wiele.
Może czas poszukać pomocy.
Jutro.
Jak przystało na eksperta w prokrastynacji.
Mówiłam, że jestem leniwa.
Prawdziwy ze mnie mistrz prokrastynacji, więc remont o którym pisałam w 2016 roku został zakończony, ale dopiero dwa miesiące temu pojawiła się nowa kanapa, fotele wciąż czekają na zmianę obicia, w kuchni nie ma pochłaniacza, brak regału na książki które wciąż zalegają w piwnicy, stary stół robi za biurko, szafki na sprzęt grający nadal w strefie projektu...
Od 6 lat nie ma obudowy do wanny.
Taki ze mnie talent.
Rozmieniam się na drobne, tworząc zaległości w pracy przez przeglądanie internetu i blogów, zaległości w blogowaniu przez oglądanie filmów i seriali, zaległości w oglądaniu seriali przez czytanie twittera, insta, facebook'a...
Nigdzie mnie nie ma tak na prawdę, ślizgam się po powierzchni codziennym spraw, mój umysł przeskakuje z tematu na temat nie zatrzymując się na żadnym dłużej, tworząc przy tym coraz większy backlog i podkręcając spiralę stresu, która powoduje, że budzę się o 5 rano po koszmarze o zalewającej mnie wodzie.
Jedyne o czym marzę to niebycie. O zaszyciu się gdzieś gdzie nie będzie internetu od którego jestem już uzależniona, gdzie będę mogła patrzeć się godzinami na bujające się na wietrze drzewa, gdzie nie będę myśleć o tym wszystkim co na mnie czeka z wywieszonym jęzorem w pracy, w domu, w życiu.
Chodzi mi wciąż po głowie "niech ktoś zatrzyma świat, ja wysiadam".
Cóż to ma wspólnego z minimalizmem?
Może nic.
Może wiele.
Może czas poszukać pomocy.
Jutro.
Jak przystało na eksperta w prokrastynacji.