poniedziałek, 13 października 2014

O rytuałach

Nie odkryję Ameryki stwierdzeniem, że każdy ma swoje rytuały.
Coś co robi codziennie, raz na miesiąc, raz na rok, za każdym razem kiedy (..) You name it.
Z większości nawet nie zdajemy sobie sprawy.  Składają się one jednak nasze codzienne czynności, wyznaczają rytm, I są nieodzownymi elementami naszej osobowości. Wiele czytałam na temat świadomego doświadczania świata. Coraz rzadziej zabieram ze sobą w podróż aparat. Udało mi się opanować i nie robię już tyle zdjęć.
Jestem i rozkoszuję się chwilą.
Tak jak dziś rano. Zgodnie z moim rytuałem, patrząc między przęsłami Mostu Gdańskiego podziwiałam Wisłę. Jak poranna mgła nadaje praskiemu brzegowi uroku sherwoodzkich lasów, jak lekkie rozmycie Starówki powoduje, że masz wrażenie jakbyś patrzył w przeszłość. Jak słońce odbija się od szybkiego nurtu i oślepiająco migocze kiedy patrzysz z jadącego tramwaju.  Jak większość osób znad morza potrzebuję widoku wody. To tak stały element twojego dojrzewania, że mieszkanie w miejscu które nie ma zbiornika wodnego jest dla mnie niewyobrażalne. 
Potrzebuję tego odczucia kiedy wzrok ślizga się od fali do fali gubiąc ostrość im dalej od brzegu.
I nie da się tego momentu uchwycić na zdjęciu. Całe to doświadczenie trwa maksymalnie minutę, jest to jednak coś co ładuje mi baterie o poranku. 
Moja mała chwila radości. Której nie zabierze mi nic co by miało się zdarzyć w nadchodzącym dniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz