czwartek, 25 sierpnia 2011

dekalog podróżniczy



Prawdziwa podróż odkrywcza nie polega na poszukiwaniu nowych lądów, lecz na nowym spojrzeniu

Marcel Proust


Minęła dłuższa chwila odkąd pisałam po raz ostatni.

Nie ukrywam – przez ten okres zboczyłam daleko od niełatwej ścieżki do prostszego życia, jednak im dłużej o tym myślę tym bardziej jestem pewna, że coś się we mnie zmieniło bezpowrotnie.

Minimalizm zapuścił we mnie korzenie i już raczej nie uschnie.
Teraz tylko muszę znaleźć sposób, aby go rozsądnie podlewać, nawozić i kształtować tak, by był mi pięknym bonsai.

Jak to często bywa, po drodze z minimalizmem, zahaczam co raz częściej o frugalizm i ekologię. Na półmetku wakacji te wszystkie trzy….teorie? praktyki?....jakkolwiek to by nie zwać, skumulowały się u mnie w dekalogu odpowiedzialnego podróżowania.

  1. Mil nie zbieram
  2. Czasu w podróży nie tracę
  3. Stereotypy nie jadą
  4. Czas krucjat już się skończył
  5. Małe jest piękne
  6. „Tambylcy” wiedzą najlepiej
  7. Wielka Pardubicka – nie, dziękuję
  8. Tylko się zgub!
  9. Kopalnia skarbów to tu
  10. Pamiątki wyryj we wspomnieniach
 Może niektóre z tych twierdzeń nie należą do wielce odkrywczych, jednak ich uświadomienie sobie sprawiło, że czuję się szczęśliwsza. A wygląda to tak...

1. Mil nie zbieram

Jak daleko trzeba pojechać by dobrze spędzić urlop? Niektórzy powiedzą, że na pewno tam gdzie jest ciepło, inni że tam gdzie jest inaczej. Ja z coraz większym przekonaniem mogę mówić, że nie trzeba jechać nigdzie. Wypocząć można po spacerując po własnym mieście lub najbliższej okolicy, poznając je na nowo z punktu widzenia turysty. Kiedy mieszkałam w Gdyni z niedowierzaniem patrzyłam na gdańszczan, którzy w Gdyni nigdy nie byli. „Bo przecież tam nie ma żadnych zabytków”, „mogę pojechać w każdej chwili”, „bo co to za wyjazd, 30 kilometrów od domu”  mówili.
I nigdy nie docierali.
A ja docieram. Do tych małych zapomnianych i niesamowitych miejsc mojego nowego miasta, do tych urokliwych okolic tuż za rogatkami, do tych wszystkich miejsc w których można odpocząć. Bez kolekcjonowania mil.

2. Czasu w podróży nie tracę

Pozostając na weekend w Bułgarii pomiędzy dwoma służbowymi wyjazdami stwierdziłam, że wybiorę się nad Morze Czarne. W opcji był samolot lub autobus. Różnica w czasie 5 krotna i taka sama również w cenie przejazdu. Pierwszy podszept logiki powiedział – samolot. Ale po chwili pomyślałam – ale po co? Mogłabym się spieszyć, być tam wcześniej, bez tej całej podróży…i straciłabym wiele. W autobusie miałam mnóstwo czasu na rozmyślanie, poczytanie książki, zdrzemnięcie się, ale też na porozmawianie z osobą siedzącą obok oraz podziwianie mijanych widoków, jakich nigdy nie zobaczyłabym z samolotu. A zaoszczędzone pieniądze też mogą zostać zdecydowanie lepiej spożytkowane.
Bo podróż to nie czas zmarnowany. Droga pozwala mi przygotować się do wypoczynku, przestawić mentalnie na inny tryb funkcjonowania, zamknąć „służbowe” myśli w schowku i po prostu rozpocząć podróż do relaksu.

3. Stereotypy nie jadą

Stereotypy to straszna rzecz. Myślenie stereotypami powoduje, że nie otwieramy się na nowe, że zamykamy się w swojej sztywnej skorupie i tkwimy w niej gotując się we własnym sosie.
A życie wbrew stereotypom może przynieść tyle radości.
Parę lat temu wybieraliśmy się do Maroka. Blady strach padł na wszystkich członków rodziny i znajomych na myśl, że mamy tylko bilety lotnicze i plecaki i jeszcze nie wiemy gdzie się będziemy zatrzymywać. Bo przecież to arabski kraj, zaraz was tam porwą i zabiją, na pewno was okradną…. Nic bardziej błędnego. Sypiając w małych rodzinnych hotelikach mieliśmy wstęp w codzienne rodzinne życie, którego nie ogląda nigdy turysta z wielkiego hotelu. Jadając w małych barach doświadczyliśmy ferii smaków. Podróżując lokalnymi środkami transportu lądowaliśmy w najbardziej niesamowitych miejscach gdzie samą przygodą było być.
Nie każdy się na to odważy, jednak wysunięcie się ze swej skorupy, nawet jeśli będzie się to wiązało z niedogodnościami, w moim odczuciu przynosi więcej dobrego niż złego.
Bo ja nie zamieniłabym spania pod gołym niebem w samym środku pustyni na żadne luksusowe hotele.

4. Czas krucjat już się skończył 

Kiedy opowiadałam o zwiedzaniu Marakeszu i moim żalu, że nie było możliwości wejść do Wielkiego Meczetu, gdyż jestem „niewierna”, często spotykałam się z odpowiedzią – to trzeba było powiedzieć, że jesteś muzułmanką.
Taka rzecz jak dla mnie jest niedopuszczalna. I nie chodzi tylko o miejsca kultu religijnego. Jadąc w nowe miejsce jestem gościem. A dla mnie bycie gościem znaczy dopasować się do lokalnych zwyczajów. Narzucanie swojego sposobu bycia i odgrywanie „pana na włościach” przez turystów uważam za jeden z najgłupszych sposobów podróżowania.
Bo nie jeżdże 1500 km od domu dla dobrej pogody. Jadę by poznać inny świat.
A więc pozwalam mu pozostać innym.

5. Małe jest piękne

Odczuwam chroniczny lęk przed tysiącpokojowymi hotelami, wielkimi centrami handlowymi, gigantycznymi statkami pasażerskimi….widzicie chyba trend.
Bo dla mnie małe jest piękne. Lokalny mały hotelik daje nie tylko ciszę i spokój, ale również poczucie, że moje pieniądze lądują u lokalnej społeczności, a nie są transferowane za granicę do właścicieli kombajnów do mielenia turystów. Tak samo z małymi sklepikami, gdzie czasem też spotka się coś made-in-china, ale przynajmniej kupując tu wspiera się lokalną przedsiębiorczość. A jeśli chodzi o bujanie się na wodzie….nie dla mnie pływające hotele. Choć na łódce wygód brak, napracować się przy linach trzeba i buja, to za nic nie zamieniłabym tych poranków w małych zatoczkach i skakania do wody wprost z pokładu.
Małe (i lokalne) jest piękne.
I do tego społecznie odpowiedzialne.

6. „Tambylcy” wiedzę najlepiej

Jak najlepiej wybrać dobrą lokalną restaurację? To taka w której nie ma turystów. Może to brzmieć jak żart, ale po wielu absolutnych rozczarowaniach kulinarnych dziś poszukuję miejsca gdzie przy stołach słychać głównie lokalny język albo po prostu pytam „lokalersów” gdzie polecają zjeść. I choć bywa to przygodą, bo takie miejsca zazwyczaj nie mają angielskojęzycznego menu, nie zawiodłam się jeszcze ani razu. Smak to kwestia gustu ale kuchnia to kluczowy element tożsamości kulturowej, więc nie ma co ograniczać się do plastykowej pro-turystycznej pożywki i doświadczyć czegoś nowego.

7. Wielka Pardubicka – nie dziękuję

Choć podróżuję dużo, więcej służbowo niż prywatnie, co raz częściej zauważam, że odhaczanie kolejnych punktów wycieczki coraz mniej mnie bawi. A już na pewno nie 7 stolic w 5 dni….Zawsze pokutowała we mnie myśl, że jestem w tym miejscu raz, bo przecież kolejny raz nie będzie mnie stać by tu przyjechać. A więc trzeba zobaczyć jak najwięcej. Dojechać jak najdalej. Być wszędzie.
Popełniłam ten błąd podczas urlopu w Szwajcarii. 1700 kilometrów przejechanych, cały kraj obejrzany… i co? I w żadnym miejscu nie zatrzymałam się na dłużej, nie posiedziałam przy kawie, nie nawiązałam kontaktu z ludźmi, aby dowiedzieć się jak to jest żyć w Szwajcarii.
I wróciłam z takiego urlopu bardziej zmęczona niż przed nim. Biorąc naukę z zeszłorocznej porażki w tym roku spokojnie. Bez pośpiechu. Bez nabijania kilometrów. Powoli, może nie wszystko, ale z większą uwagą.

8. Tylko się zgub!

„tylko się nie zgub” - pamiętacie te ostrzeżenia mamy na rodzinnych wyjazdach? Ja wbrew przeciwnie, powiem zgub się.
Poruszanie bez planu i celu, powolne krążenie w poszukiwaniu tego niesamowitego czegoś albo po prostu podziwianie okolicy daje mi zdecydowanie więcej przyjemności niż uparte podążanie za przewodnikiem albo permanentne kontrolowanie mojej lokacji na mapie.
To ostatnie z mapą to mój stary nawyk, który dopiero oswajam, ale mogę powiedzieć, że gubienie się idzie mi coraz lepiej. Ostatnio nawet zwiedzałam jedno miejsce bez mapy.
Wielki progres jak dla mnie, mówię wam.

9. Kopalnia skarbów to tu

Każde miejsce jest interesujące. Nawet, jeśli nie ma monumentalnych zabytków, są te mniejsze. Nawet, jeśli miejsce jest nowe, może mieć ciekawą formę architektoniczną. Nawet jeśli nie ma absolutnie nic….to właśnie można podziwiać niesamowitą absolutną pustkę.
Jedne z najciekawszych miejsce zwiedzałam nie dzięki książkowym przewodnikom ale dzięki poleceniu osób które tam już były, zachęcie pasjonatów albo dzięki absolutnemu przypadkowi.
Wszędzie jest interesująco. Należy tylko spojrzeć inaczej

10. Pamiątki wyryj we wspomnieniach

Kiedy widzę te wszystkie muszelki z napisami, magnesy na lodówkę, paskudne figurki lokalnych zabytków to wręcz mnie odrzuca. Nigdy nie lubiłam bibelotów i nie przywożę ich do domu by zbierały kurz. Ostatnio też zaczęłam robić coraz mniej zdjęć w podróży.
Bo przecież nie będę katować znajomych (i siebie) 40 ujęciami jednego zamku i nie ukrywajmy – jak zrobię w trakcie wyjazdu 400 zdjęć to nigdy, ale to przenigdy, ich nie przejrzę i nie uporządkuję.
Lepiej dla mnie jest oglądać zdjęcia od razu po ich zrobieniu i kasować wprost z aparatu te nieudane oraz wybierać jedno interesujące zdjęcie.
A najlepiej jest schować aparat w ogóle.
I oglądać świat na własne oczy a nie ekranie wyświetlacza.


I choć lato ma się ku końcowi, ja właśnie szykuję się na urlop. Nie zabieram ze sobą wielkiej walizki, wielogigowej karty do aparatu. Nie przejadę setek kilometrów i nie przywiozę tony pamiątek.
Będę wypoczywać.
Zgodnie z moim własnym podróżniczym dekalogiem.

3 komentarze:

  1. Bardzo mi leży ten Twój dekalog, bo zasadniczo mam podobne podejście. I też szykuję się do urlopu bardzo wypoczynkowego w pewnym miejscu wprawdzie dobrze mi znanym, lecz za to bliskim sercu.
    Współcześnie wykreowano podróżowanie na jeszcze jeden sposób konsumpcji, zaliczanie, odhaczanie punktów na liście, zawsze cieszy mnie, gdy spotykam osobę, która woli traktować podróż jako przeżycie, tak jak Ty.
    Miłego wypoczynku życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się ten dekalog :) Dodałabym punkt 11. Jeśli nie ma się odpowiedniego towarzystwa (nie marudnego itd.), to lepiej jechać samemu. Może nie wszędzie bym się odważyła, ale kiedyś spróbowałam i było to fantastyczne odkrycie.
    Życzę przyjemnego urlopu!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dekalog podróży w głąb.Zmęczona wycieckowymi maratonami, powierzchownym "poznawaniem innych" odkryłam przyjemność niespiesznego bycia tu i teraz, chłonięcia dźwięków i zapachów, zatrzymania się na długą wielogodzinną chwilę w jednym miejscu. Podoba mi się pojęcie "zatrzymane w kadrze", a ten Dekalog jest właśnie taką "stop klatką".

    OdpowiedzUsuń