czwartek, 23 lutego 2012

Moich korespondencji nikt nie wyda...


"Listy mądrego człowieka odzwierciedlają charakter ludzi, do których są skierowane"
Georg Christoph Lichtengerg


Rozstałam się z całym pudełkiem listów.
Listów wszelakich - od dawnych ukochanych, od przyjaciół po piórze z drugiego końca Polski, od znajomych niezbyt odległych terytorialnie ale nie widywanych zbyt często.

Większość z nich obejmowała okres końcówki XX wieku (jak to dziwnie brzmi...jakbym jakimś dinozaurem była...). Ten moment kiedy pojawiła się u mnie potrzeba głębszych relacji z ludźmi, których nie widuję na co dzień, a kiedy jeszcze dostęp do maila nie był tak powszechny.

Kiedy mówiłam znajomym że pozbywam się tych listów spotkałam się z niezrozumieniem.
Że pozbywam się wspomnień, że nie będę mogła do nich wrócić....

Ale dla mnie było to bardzo ważne doświadczenie.
I powiem wam dlaczego.
Po pierwsze spojrzałam na te listy po raz pierwszy od wielu, wielu lat.
Niektórych z pewnością nie otworzyłam od momentu kiedy je dostałam, o niektórych zupełnie zapomniałam, że w ogóle kiedykolwiek je czytałam.

Czytanie tych listów po latach było wycieczką w przeszłość. Nie ukrywam - o wielu z tych ludzi już dawno zapomniałam. W przypadku niektórych nie byłam w stanie nawet przypomnieć sobie ich twarzy...
Przyjemnie było przeczytać te listy i pożegnać się z dawno nieznajomymi.

Zagłębienie się w treść listów "odkopała" również wiele dawnych uczuć. Tak było zwłaszcza w przypadku listów od dawnych ukochanych. Listów z samego początku Wielkiej Miłości, pełnych uniesień i przesyconych emocjami. 

Co we mnie wywołały te listy? 
Niektóre absolutnie nic. Po przeczytaniu jednego od danej osoby już nie miałam ochoty czytać pozostałych. Uświadomiłam sobie wtedy że te osoby absolutnie nie wzbudza we mnie już żadnych uczuć. I puszczenie ich z prądem historii było łatwe.
Inne wzbudziły poczucie winy. Tam gdzie koniec związku nie należał do przyjemnych i zrobiłam wiele rzeczy, których zdecydowanie dziś żałuję. Tutaj spojrzenie do listów z początku było jak rachunek sumienia. W moim przypadku pozwoliło to wreszcie wybaczyć sobie samej za to co zrobiłam. Nawet jeśli ta osoba będzie niosła ze sobą urazę do końca życia, ja pozwoliłam sobie na zrzucenie tego ciężaru z ramion.
Najtrudniejsze było rozstanie się z listami z wywołującymi pozytywne emocje. Te od dawnych przyjaciół, opowiadające o codziennych zwykłych rozterkach, które z dzisiejszej perspektywy wyglądają tak niewinnie.
Podjęłam jednak również to wyzwanie. Ci ludzi są dziś kompletnie inni. Minęło w końcu wiele lat a każdy podobno zmienia się co 7 lat. 
W przypadku ludzi z którymi nie utrzymuję już kontaktu jaki jest cel trzymania tego obrazu osoby której już nie ma i nie wiem gdzie wyewoluowała?
A w przypadku osób które znam również dzisiaj - jaki jest cel trzymania obrazu osób którymi już nie są? Ja jestem inna i oni są inni, więc tamtych przyjaciół już nie ma. Są ci dzisiaj.

Nie dostawałam nigdy listów od członków rodziny, od osób już nieżyjących więc moje rozstawanie się z listami było względnie prostym zadaniem.
Rozstawałam się z listami powoli. Po 3-5 na dzień.
Zabierałam je do biura, czytałam każdy po kolei po czym lądowały w niszczarce.

I jak się czuję dziś?
Psychicznie lżej.
Jeden bagaż emocjonalny mniej.





6 komentarzy:

  1. Ja miałem prostą zasadę: zawsze wyrzucałem listy od bliskich mi ludzi, szczególnie kobiet, ponieważ nie chciałem się dobijać i nie chciałem ciągnąć w przyszłość swojej przeszłości.

    Dziś jednak patrzę na to wszystko troszeczkę inaczej - chciałbym kiedyś na nowo przeczytać wszystkie listy jakie do innych pisałem i jakie otrzymywałem. Wiesz dlaczego ? Ponieważ ostatnio zastanawiałem się/próbowałem sobie przypomnieć jakim człowiekiem byłem kiedyś, jak myślałem, jakie miałem marzenia, jakie życie widziałem w swojej przyszłości.

    W listach, które wysyłałem (potrafiłem pisać nawet na 20 stron) i otrzymywałem zostawała duża cząstka mnie - mnie, którym kiedyś byłem. Już nigdy się tego nie dowiem, a szkoda.

    Oczywiście obecnie żyje tu i teraz (w teraźniejszości) i mam cele do których dążę, ale czasami nachodzi człowieka taka refleksja, chwila zadumy, wspomnień i zadaje sobie pytanie: KIM BYŁEM ? i JAK BARDZO RÓŻNIĘ SIĘ OD CZŁOWIEKA, KTÓRYM KIEDYŚ BYŁEM ?

    Generalnie okres listowy w moim życiu trwał przez okres dzieciństwa i młodości. Ostatni list w swoim życiu wysłałem w grudniu 2003 roku. Boże, to już chyba prehistoria ...

    Mariusz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja właśnie przeczytałam te wszystkie listy od ludzi.
      Tych do nich pisanych raczej już szansy nie będę miała.
      I po przeczytaniu się z nimi pożegnałam.

      Są takie okresy w życiu, które trzeba po prostu zamknąć by nie ciągnąć za sobą emocjonalnego bagażu "co by było gdyby" i "bo kiedyś to..."

      Dla mnie to była wielka ulga.

      Usuń
  2. Aube, ciekawy wpis (jak zawsze - rzadko, ale ciekawie). Podobnie jak Ty mam za sobą ten etap "porządków". Choć zrobiłam to inaczej - tylko zajrzałam, praktycznie nie czytałam, wszystko hurtem poszło do kozy... Prawdę mówiąc - jakoś mi się nie chciało. Większość listów to z czasów liceum i studiów, jakieś takie to wszystko wydało mi się zbyt emocjonalne, rozgadane, za długie albo o niczym. Chyba po prostu stałam się konkretniejszym człowiekiem, a może po prostu żyję chwilą teraźniejszą i nie wydumanymi problemami, tylko realnym życiem? Czasem zerknę na stare zdjęcia, ale coraz mniej wspominam. Nie chodzi mi o to, że nie mam skłonności do refleksji albo nie jestem wrażliwa - jestem, ale pozwalam tym myślom i emocjom przepłynąć, nie mam potrzeby zatrzymywać ich na papierze.
    Podobnie spaliłam jakieś swoje stare zapiski, pamiętniki. Nie wiem, na czym polega ulga, ale jest. Może to, że nie wpadną w niepowołane ręce? ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam, ja też pozbyłem się starych listów, kartek, widokówek, dzienników, zostawiłem sobie tylko 1 kartkę, do której mam sentyment. Wychodzę z założenia, że wspomnienia są w nas, w naszej głowie. Mam je tam na wyciągnięcie ręki. Gdy odejdę, odejdą ze mną. Z drugiej strony liczy się dla mnie to, co teraźniejsze. Nie mam czasu usiąść na kanapie i przeglądać staroci. Szkoda czasu.
    Zapraszam na mój blog dotyczący dobrowolnej prostocie: www.wystarczy-mniej@blogspot.com. A może wymienimy się linkami? Pozdrawiam,
    Konrad

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda. Szkoda czasu na dawne myśli.
      Zajrzałam właśnie do Ciebie i super piszesz - a więc z przyjemnością Cię zalinkuję

      Usuń
    2. Dzięki, link do Ciebie także na mojej stronie (:

      Usuń