wtorek, 14 stycznia 2014

Pourlopowe dywagacje człowieka zdecydowanie południowego

Jak typowy słoik wyjechałam z Warszawy na przełomie roku by spędzić leniwe dwa tygodnie z rodziną i znajomymi. I były one zdecydowanie zbyt leniwe.
Odcięcie wpływu dużego miasta, choćby na tak krótki moment, pozwoliło spojrzeć ja świat z odrobiny innej perspektywy. I przez głowę przeszło mi myśli oczywista - telewizor to zło....

Nie posiadam tego gadającego pudełka na codzień już od wielu lat, więc kiedy pojadę do domu to jego zgubny wpływ odczuwam ze zdwojoną siłą. I po raz kolejny oglądam ten sam film, który wcale nie był taki dobry kiedy widziałam go po raz pierwszy. I jakiś serial, który jakoś nigdy nie wylądował na mojej liście do oglądania, ale jak już leci...I leci z nimi czas, który mogłam wykorzystać na spacer po plaży, wieczór z koleżanką, kiedy jej dzieci już zasną. Lub choćby na porozmawianie z rodzicami, obojgiem na raz a nie z każdym z osobna gdy każde ogląda coś innego w różnych pokojach... I po raz kolejny wracając do domu czuję wyrzuty sumienia, że dałam się zniewolić tej maszynie...

Żeby nie było, że to tylko telewizor.W domu robię to samo z komputerem. Poza spędzonymi godzinami w pracy, w domu zasiadam i jeden serial, potem drugi, jeszcze jakiś film, serfowanie...
Jedyne co mnie ostatnio zmusiło do wyjścia z domu to nowa gra oparta o GPS'a w którą zaczeliśmy grać z partnerem, jednak zamiast spacerować po mieście podziwiając architekturę, gapię się w ekran telefonu...

Jako zwierzę zdecydowanie ciepłolubne nie kręcą mnie zimowe sporty.. najchętniej w domu...tylko niech mi ktoś powie jak to robić by "w domu" znaczyło z książką, robótką, czymkolwiek byle nie z monitorem?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz