środa, 29 stycznia 2014

Szlachetne zdrowie...

Znacie ten dowcip?

5000 lat temu - jesteś chory? zjedz ten korzeń!
2000 lat temu - ten korzeń jest zły! weź ten eliksir!
1000 lat temu - ten eliksir jest zły! przyłóż pijawki!
200 lat temu - te pijawki są złe! weź te pigułki!
50 lat temu - te pigułki są złe! weź ten antybiotyk!
dziś - ten antybiotyk jest zły! zjedz ten korzeń!

Po parodniowej wirusowej chorobie której żadne lekarstwo się nie imało, zdecydowanie jestem za opcją korzenia. Przy okazji pomytu w domu zrobiłam przegląd w apteczce i zaniosłam do aptecznego punktu utylizacji leków chyba z 10 opakowań przeterminowanych specyfików. I z kolejne trzy, do których nie mam ulotki i nawet nie wiem na co było...

Według statystyk jesteśmy narodem lekomanów. Badania z przed czterech lat mówią, że blisko jedna czwarta Polaków nawet nie idzie do lekarza, tylko bierze leki bez recepty. Jesteśmy miłośnikami leków przeciwbólowych, przeciwgrypowych i witaminowych suplementów. 
Nie będę ukrywać, sama nie jestem lepsza. O poranku szklaneczka z rozpuszczalnym magnezem i żelazem "bo taka pogoda słaba, na dobre mi wyjdzie, lepsze to niż wpieprzać czekoladę, kobiety potrzebują żelaza....".  Jak boli głowa też coś strzelę "bo przecież po co mam się męczyć, w pracy się nie będę mogła skupić", a jak gardło drapie "to przecież pastylka pomoże, wiszę na telefonie cały dzień, no nie mogę mieć chrypy lub zapalenia gardła"....i tak od pigułki do pastylki i z powrotem.

A przecież już 5000 lat temu Chińczycy stwierdzili, że ten korzeń to jednak jest to i tej zasady się trzymają. I na dobre im to wychodzi. Mało to ich nie jest i do tego, obok Japończyków, to naród o największej liczbie aktywnych stulatków, nawet względnie licząc. Ostatnie rozmowy z przyjaciółką, która liznęła już tematykę medycyny wschodu i z kuchnią pięciu przemian jest za pan brat zdecydowanie mnie zainteresowały tematyką zminimalizowania użycia leków. 

Nasza medycyna jest nastawiona na leczenie chorób, kiedy wschodnia jest nastawiona na ich zapobieganie. Podobno lekarz na cesarskim dworze tracił pracę (i pewnie głowę) kiedy któryś z członków rodu się rozchorował. Bo jego celem istnienia było utrzymywanie cesarza i jego świtę zdrowym. Jak ktoś chorował, to znaczy, że lekarz się nie przyłożył i teraz jemu przyłożą...
Według zapisów chińskiej medycyny wszystko zależy od jedzenia, co nie wydaje się takim złym pomysłem. U nas jedzenie też jest podstawą tradycyjnego leczenia - rosół na przeziębienie, syrop z cebuli na kaszel, czosnek jako naturalny antybiotyk, melisa na uspokojenie, woda z koprem na kolki...oprócz tych domowych sposobów na chorobę już w toku, mamy też parę tradycji zapobiegawczych - kapusta kiszona przeciw szkorbutowi, czerwone mięso przeciw anemii... 

Osobiście nie mam jednak wrażenia, że te wszystkie elementy składają się w całościową koncepcję żywienia która trzymała człowieka w zdrowiu. Dostępna wiedza wydaje mi się poszatkowana i w wielu miejscach jedne elementy przeczą innym.
A może powinnam po prostu odwiedzić jakiegoś dietetyka, aby dowiedzieć się więcej. Lub lekarza medycyny chińskiej.

Ma ktoś jakieś doświadczenia w tym temacie? Książki które mógłby polecić, może dietetyka europejskiego lub wschodniego z którym współpracował?

Bo chętnie bym zminimalizowała apteczkę.

6 komentarzy:

  1. Ja ostatnio znalazlam 'Chinese Medicine for Maximum Immunity ' , ktora duzo mi wytlumaczyla I pomogla co do moich problemow zdrowotnych , znalazlam ja przypadkowo na chomiku . Mam dosc sporo ksiazek na temat medycyny wschodu , ale ta wydaje mi sie najbardziej przydatna I pozyteczna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książki dostałam właśnie od przyjaciółki, ale korci mnie wybranie się do autentycznego lekarza medycyny wschodu..tylko znajdź tu człowieku autentycznego a nie podróbkę ;-)

      Usuń
  2. Warto probowac , moeze ktos poleci lub znajdziesz polecana osobe na siakims forum ? U mnie jest klinika chinska w moim miasteczku , do niej chodzilam , aczkolwiek kuracje zawsze slono kosztowaly(masaz>akupunktura>banki>ziola) , wiec poszlam po rozum do glowy I zaczelam dbac o siebie , codziennie dbac o ruch I zdrowsze jedzenie , przez co zaoszczedzilam na wizytach:]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hmm...mieszkam w stolicy i nawet nie sprawdziłam czy jest tu chińska klinika...wielki facepalm i dzięki za podpowiedź!

      Usuń
  3. Na Żoliborzu, koło stacji Marymont widziałam przychodnię medycyny tybetańskiej. Nawet sama chciałam się do niej wybrać, ale zawsze jakoś tylko przejeżdżam biegusiem dalej. To w tym nowym budynku przy zbiegu Stołecznej (Popiełuszki) i Słowackiego, po prawej stronie jeśli stoisz frontem do Gdańskiej. Nie wiem, czy to dokładnie to, o co Ci chodzi, ale oni też podobno mają doskonałe tradycje.

    OdpowiedzUsuń