Nawet nie wiem kiedy to się stało. Zauważyłam po kolejnej podróży wracając do domu.
Wypakowuję mój mały bagaż, moją dumę i piorę ubrania, bo przecież za dwa dni zabieram je ze sobą znowu.
Chodzę w tych samych ubraniach, nie muszę szukać nowych, wszystko do siebie pasuje...marzenie minimalistki, nieprawdaż?
A jednocześnie szafa jest pełna. Rzeczy których nie noszę. I wiem, że nie założę.
Rzeczy, których nie chcę wyrzucić bo są za dobre. Ale których jednocześnie nie mam czasu wystawić na sprzedaż. I nagle okazało się że jest ich więcej niż bym chciała. Zaczynam mieć wrażenie, że jest ich tyle samo ile było dwa lata temu kiedy zaczęłam się ich pozbywać...
Że jestem w punkcie wyjścia...
Jakże to wielce demotywujące.
Systematyczność to w moim przypadku klucz do sukcesu. I sezonowe przeglądu szafy. I projekt Szafa Minimalistki, który właśnie wdrażam w życie :)
OdpowiedzUsuńJakiś czas temu zajrzałam na Twój projekt i chyba też będę musiała się pofotografować codziennie aby stwierdzić w czym tak na prawdę chodzę. Wtedy dopiero będę w stanie dokonać prawdziwego przeglądu.
UsuńProblemem tylko wciąż pozostanie co robić z tymi, których nie noszę...
Czuję DOKŁADNIE to samo :) A tak cudownie było gdy nad tym panowałam. Znowu powróciły stare przyzwyczajenia :)
OdpowiedzUsuńTo co? Podkasać rękawy i do roboty?
Chyba nie zostaje nic innego tylko podkasać :) Ostatnio zauważyłam, że w Warszawie na Jazdowie w niedziele odbywają się pchle targi pod gołym niebem. Chyba będę musiała się tam wybrać by pozbyć się rzeczy. Przydałoby się tylko towarzystwo, bo w zespole zawsze łatwiej. Reflektujesz?
Usuń