wtorek, 15 lutego 2011

nieminimalistyczna konsumpcja


Pokonasz jedną trudność, a zapobiegniesz stu innym.

Konfucjusz



Procesz czyszczenia idzie opornie.
Głównie z tego powodu, że nie ma mnie zbyt często w domu.
Podróże służbowe uczą minimalistycznego pakowania (o czym z pewnością napiszę) ale nie pomagają w procesie zmniejszania stanu posiadania.

Z dobrych zmian:

- zaczęłam systematycznie ćwiczyć jogę. Raz w tygodniu zajęcia w szkole, codziennie rano 10 minut samodzielnie. Nie potrzebuję do tego żadnego sprzętu ponad to co już mam i co oferuje szkoła, więc jest minimalistycznie.
Ta zmiana trwa od 2 tygodni, więc pewnie będę potrzebowała jeszcze dodatkowych 2-3 aby stało się to moją codzienną rutyną.

- systematyczne pozbywanie się książek. Przekonałam się do bookcrossingu, może nie codziennie, ale co tydzień zostawiam jedną książkę na stacji metra. Jest nieźle, choć schody zaczną się przy kolekcji literatury japońskiej. O baśniach na razie nie myślę.
Pocieszam się, że 5 letnia kolekcja gazet o architekturze wnętrz zmniejszyła się o ponad połowę.

- praktycznie nie kupuję ubrań.
Może to brzmieć jaki nic trudnego, ale dla mnie to duży sukces. Jedną ze stref mojej działalności internetowej jest tzw szafiarstwo, czyli ogólnie mówiąc trend poświęcony prezentacji swoich upodobań stylistycznych z wykorzystaniem własnej szafy. Nie powiem bym była w tej kwestii wybitnie aktywna, jednak do tej pory kupowałam co najmniej 2-3 nowe ubrania na miesiąc. Szafa pękała w szwach a ja i tak wciąż nie mialam co na siebie włożyć. I powiedziałam koniec.
Ostra selekcja zaczęła się od bielizny - może brzmieć dziwnie, ale miałam gigantyczną kolekcję staników, które obejmowały moje wahania wagi na przestrzeni ostatnich 10 kilogramów...
Potem poszła reszta szafy - z 20 rzeczy wyrzuconych, 24 już sprzedane na allegro, kolejne 30 czeka na swoją kolej...


I tu zaczynają się schody

- ubrań jest dużo. Za dużo. Nie chcę ich tak po prostu wyrzucić. Spora część z nich to absolutnie nieprzemyślane zakupy. Rzeczy założone raz. A czasem nawet wogóle. Nawet takie z metkami.
Wystawianie ich na aukcjach zajmuje czas. I niektóre, w doskonałym stanie, nie znajdują kupców po 3-4 tygodnie.


Co z nimi zrobić?
Wyrzucić? Nie potrafię, to marnotrawstwo doskonałych rzeczy, absolutnie nieekologiczne.
Wtórpol? Przerobią to na czyściwo. Choć to trochę bardziej ekologiczne, nadal to marnowanie dobrej rzeczy.
Co mi zostaje?
Jakieś pomysły?

8 komentarzy:

  1. Aube, jeśli nie zależy Ci na stronie finansowej przedsięwzięcia, to może zrób fotki wszystkich rzeczy, których chcesz się pozbyć, wrzuć zdjęcia na picasę ze szczątkowym opisem (np. wymiary szer/dług) i roześlij linka znajomym - każda rzecz po 1-2 zł. Komuś może sprawisz tym radość.
    Albo na FB?

    OdpowiedzUsuń
  2. Aube, wyrzucanie to nie jest dobra opcja, masz rację. Dobrym pomysłem jest metoda Tofalarii. Ja z kolei mnóstwo ciuchów oddałam (i oddaję) niezbyt zamożnym krewnym, część rzeczy sami wykorzystują, część z kolei odsprzedali za parę złotych. Ja nie mam na to czasu, a im dzięki temu jest ciut lżej. Może masz gdzieś w swoim otoczeniu kogoś takiego?

    OdpowiedzUsuń
  3. warto też poszukać w mieście jakiejś organizacji charytatywnej, która zbiera niepotrzebne rzeczy (często przy kościołach i klasztorach)
    ja akurat wystawiam koło śmietników, tam regularnie krążą "zbieracze" więc wiem, że na pewno ktoś z tego skorzysta.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspólnie z koleżankami organizowałyśmy babski wieczór połączony z "pchlim targiem".
    Każda z nas przynosiła rzeczy których, chciała się pozbyć (ubrania, książki, kosmetyki, nietrafione prezenty). Ważne aby każda rzecz miała swoją cenę (nawet jeśli jest "gratis" - musi być to jasno opisane, żeby nie było nieporozumień).

    OdpowiedzUsuń
  5. zamierzam swoje wystawić podczas "garażowych wyprzedaży" w mieście Cypel oraz np. na garażówce na Żoli.
    pozdrawiam Cie po-szafiarsko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie też się nad tym zastanawiałam...chyba się tam wybiorę w przyszły weekend. Tylko muszę znaleźć gdzieś tabliczkę "wszystko po 5 zł".

      Usuń
  6. mi w trakcie takich porzadkow wyszlo, ze mam cala mase rzeczy, ktorych nie nosilam dobrych pare lat, sporo takich noszonych od swieta i garstke takich, ktore nosze, ale zaraz beda wygladaly jak szmaty (albo juz tak wygladaja ;) )
    wiec na przekor calej idei minimalizmu, rownoczesnie z pozbywaniem sie rzeczy kupuje takie jakich mi brakuje.
    I tak wyrzucilam plastikowe, porozwalane torebki i kupiłam jedną skórzaną od polskiej projektantki. Bluzeczki nienoszone od 7 lat oddałam i nabyłam 3 dobre jakościowo bazowe topy.
    Kupowanie mnie denerwuje, ale wiem, że jestem już blisko końca ;) Oczywiście nie będę miała jeszcze wszystkiego, co jest mi potrzebne bądz chcialabym miec (naliczylam ok 110 rzeczy na liscie ubran ktore chce zatrzymac + te ktore chce nabyc) ale bede miala juz pewna bazowke do ktorej co sezon dokupie 4-5 rzeczy :) Nie wszystko będzie fenomenalnej jakosci, bo nawet jakbym kupowala 2 rzeczy na rok, to nie na wszystko bedzie mnie stac, ale staram sie jak moge ;)

    No ale zeby bylo bardziej na temat ;) to osiagnelam to samo 'dno', ze nawet jak wystawilam juz 7 rzeczy na allegro, to konca nie widac, a ja nie mam tyle czasu i sily. Bardzo chetnie wynajelabym jakas niewielka powierzchnie sklepowa i sprzedała to wszystko za 1zł czy 5 ;)

    Co do allegro, to czasem sie zastanawiam do ilu takich aspirujacych minimalistow juz sie przyczepili, ze powinni podetek odprowadzic..

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem personal szoperką i z doświadczenia wiem, że z ubraniami zawsze jest największy problem. Ja podczas porządkowania szaf u moich klientek - ( po których zawsze mamy przynajmniej jeden worek ubrań na zbyciu) radze im zawsze droższe ubrania wystawić na allegro, albo na innych serwisach aukcyjnych, a pozostałe rozdać, zawsze jest w mieście jakaś placówka charytatywna, dom pomocy społecznej, dom samotnej matki. Odradzam wrzucanie do PCK bo ubrania te poprostu ida dalej do lumpeksów.

    OdpowiedzUsuń