niedziela, 20 listopada 2011

Stan poważnego posiadania

Ludzie myślą, że żyją bardziej intensywnie niż zwierzęta, niż rośliny, a tym bardziej - niż rzeczy.
Zwierzęta przeczuwają, że żyją bardziej intensywnie niż rośliny i rzeczy.
Rośliny śnią, że żyją bardziej intensywnie niż rzeczy.
A rzeczy trwają, i to trwanie jest bardziej życiem niż cokolwiek innego.

Olga Tokarczuk
"Prawiek i inne czasy"


Kiedy przeprowadzałam się z Gdyni do Warszawy wszyskie swoje rzeczy (wraz z kotem) zapakowałam do jednego fiata Uno pieszczotliwie zwanego Frankie Żelazko i przeniosłam się na raz.
Sporo rzeczy oczywiście zostało u rodziców i w piwnicy mojego mieszkania, ale większość z nich została zutylizowana w ciągu ostatnich lat.

Gdybym miała się dziś przeprowadzać chyba potrzebowałabym ciężarówki....

Wreszcie zabrałam się za "rachunek sumienia" i policzyłam ile mam rzeczy. Takich rzeczy które należą tylko do mnie i nie są wspólne z moim mężczyzną.
I liczba jest wręcz przerażająca.
520 rzeczy
Nie spodziewałam się aż tylu.

Od razu pojawiły się dwie myśli:
Co się na to składa?
I jak się tego teraz pozbyć?


Największą cześć stanowią książki i płyty - książek już się powoli pozbywam wystawiając je na allegro lub puszczając w obieg w ramach bookcrossingu.

Co do płyt to nie mam co do nich pomysłu jak na tą chwilę.Nie słucham ich, więc pewnie powinnam się ich pozbyć.Myślę że zgram z nich te utwory, które chciałabym mieć na playerze i sprzedam na allegro lub "puszczę je wolno" zostawiając gdzieś na metrze - może ktoś odkryje w sobie nowe pasje muzyczne.
Zastanawia mnie tylko czy takie "digitalizowanie" muzyki a późniejsze sprzedanie płyty nie jest pogwałceniem praw autorskich....będę musiała to sprawdzić....

Kolejnym poważnym wkładem do listy są ubrania do sprzedania. To wynik mojego poważnego przeglądu szafy i selekcji ubrań na te do noszenia, do wyrzucenia i te do przekazania.
I tu brak mi tego co w krajach anglosaskich zwie się "trift store" albo "charity shop". Miejsca gdzie możesz przynieść swoje ubrania a obsługa po przejrzeniu wybierze rzeczy które się u nich sprzedadzą i po negocjacjach cenowych z przyjemnością się nimi zaopiekują.
Ponieważ takie usługi są u nas zarezerwowane dla dzieł projektantów lądujących w Vintage Shop'ach, mnie pozostaje dobre stare allegro.

Dalsze miejsca listy,z przerażeniem muszę stwierdzić, okupują głównie ubrania z którymi nie jestem gotowa się rozstać. Choć powinnam. Po z przerażeniem policzyłam że mam 28 par butów!!! kiedy ja ich tyle nazbierałam? do tego zdecydowanie zbyt dużo biżuterii i torebek, których wogóle nie używam, ilość bielizny która wystarczyłaby mi na miesięczny brak dostępu do pralki...I spodnie, spódnice, bluzki, swetry, kurtki....
Wszystkiego razem wyszło 320 sztuk.
Odzież to przeważająca część mojego dobytku. Z którym zdecydowanie należy powalczyć.
Od jakiegoś czasu temat ciuchów zamiera na moim szafiarskim blogu, tak że na dzień dzisiejszy ograniczam się do jednego wpisu na miesiąc.
Ze zmniejszoną szafą to również się uda.
Czas więc ją pozmniejszać.

Przy okazji przeglądu odkryłam również parę dziwnych rzeczy.
Jak na przykład że zalegający w szafie zepsuty laptop leży tam od dwóch lat...
I że mam 4 walizki, z czego 3 są prawie takiego samego rozmiaru...

I co z tym wszystkim zrobić?

W moim przypadku zejście do magicznych 100 rzeczy chyba nie będzie możliwe.
Nie wiem nawet czy chciałabym tworzyć sobie tak restrykcyjne wymaganie.
Na razie stawiam więc sobie cel zmniejszenia stanu posiadania o połowę.
Czyli powinnam się uwolnić od 260 rzeczy.

Jeśli chciałabym to osiągnąć w rok to wychodziłoby po 55 rzeczy na kwartał.

Hmmm....muszę się zastanowić czy uda mi się to do końca 2012 roku....

5 komentarzy:

  1. Podziwiam za wytrwałość... w liczeniu! Gdybym tak policzyła ubrania, też pewnie wyszłoby dużo - jestem maniakiem czapek, no i sportowe ciuchy na różne okazje pogodowe to pół szafy... Ja sobie ustaliłam kryterium objętościowe - póki ubrania mieszczą mi się w 1 segmencie szafy (50 cm), to jest ok ;) Oddawanie przychodzi mi coraz łatwiej.

    Najciekawsze było moje spostrzeżenie z allegro. Ciuchy sprzedawały się najgorzej. Najlepiej książki i różne "dziwne rzeczy". Kto by pomyślał? ;) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Również podziwiam wytrwałość w liczeniu!
    Jako była szafiarka, a od roku osoba (dalej) usiłująca zminimalizować swój stan posiadania zapewniam, że proces jest trwały, ale za to ma wymierne skutki! W tym momencie książki zajmują 3 półki na wąskim regale (z czego jedna to same materiały związane ze studiami), większość ubrań została rozdana znajomym, wydana potrzebującym, sprzedana na SWAPach, przerobiona u krawcowej... Płyty (niezbyt pokaźna kolekcja, ale jednak same ulubione utwory) co do jednej sztuki wydane znajomym- wielbicielom poszczególnych zespołów. Uff... Mogła bym długo wymieniać co udało mi się zmninimalizować, ile prawdopodobnie zaoszczędzić nie kupując niepotrzebnych rzeczy... Ale dalej wiele przede mną- w szafie wisi chyba 5 lub 6 okryć zimowych i faktycznie poza jednym wszystkie używam, monstrualnej wielkości torba z ubraniami czeka na wydanie/sprzedanie/zallegrowania, w łazience stoi sobie ok. 20 pędzli do makijażu itd...
    Niemniej jako osoba, która miała tendencje do chomikowania nie myślę o pozbywaniu się rzeczy jako o "zachowaniu w duchu filozofii minimalizmu" czy "wyzwaniu posiadania 100 przedmiotów" lub jeszcze bardziej (w moim i chyba wielu przypadkach) abstrakcyjnym "przygotowaniu do prowadzeniu mobilnego życia". Po prostu mam wrażenie, że gromadzenie rzeczy i nadmierny konsumpcjonizm jest niezgodny z "filozofią zdrowego rozsądku". ;)
    Pozdrawiam i życzę nie popadania w skrajności

    OdpowiedzUsuń
  3. Tofalaria:
    Liczenie zajęło mi 2 dni...na raz to by się wszystkiego nie dało.
    A co do allegro - mam te same spostrzeżenia - dziwne książki, nawet sztuki ze środka serii sprzedają się bez problemu. A ubrania sprzedają się zdecydowanie gorzej i do tego absolutnie niezgodnie z obowiązującą porą roku - letnia sukienka którą wystawiała m latem z 10 razy, zimą sprzedaje się od ręki ...zadziwiające...

    OdpowiedzUsuń
  4. MMSL:
    Właśnie też chyba powoli i mentalnie rozstaję się z "metką" szafiarki.
    Przestały mnie kręcić nowe trendy, ważniejsza jest wygoda i uniwersalność niż zgodność z trendami kreowanymi przez wielki świat mody czy nie mniej wpływową blogosferę.
    A co do liczenia rzeczy i wyzwania w ich pozbywaniu się to filozofia minimalizmy czy 100-items-life również nie są dla mnie wyznacznikiem.
    Po prostu jakiś czas temu zaczęły mi przeszkadzać rzeczy które mnie mają.
    I potrzebuję postawienia sobie konkretnego celu aby zmienić ten stan poważnego posiadania.

    OdpowiedzUsuń
  5. Chyba popełniłam ten sam błąd próbując podejść do allegro logicznie. Zatem od jutra allegruję coś letniego ;) dzięki za radę!

    OdpowiedzUsuń