Zwrócenie uwagi na treści minimalistyczne w moim przypadku
zbiegło się ze, zbyt długo odkładanym, poważniejszym zastosowaniu się do
wytycznych bardziej społecznie odpowiedzialnego, czyli ekologicznego życia.
Nie jest to w moim przypadku ekologia skrajna – bardziej nastawiona
na zmniejszanie swojego „węglowego odcisku”.
A więc nie zrezygnowałam z samochodu na rzecz komunikacji
miejskiej. Mieszkam w dużym mieście, gdzie mogłabym to zrobić. Jednak mój czas
oraz częstość poruszania się poza zasięgiem komunikacji miejskiej zdecydowanie
uczyniłyby moje życie cięższym.
Tu jednak swój „odcisk” zmniejszyłam przez porzucenie samochodu w weekendy oraz przy poruszaniu się po szeroko rozumianym centrum.
Oraz bardziej ekonomiczną jazdę, która nie tylko zmniejszyła zużycie paliwa, ale również zdecydowanie pozytywnie wpłynęła na licznik mojego programu „zbieraj punkty, odbieraj nagrody” prowadzonego przez Komendę Główną Policji…
Tu jednak swój „odcisk” zmniejszyłam przez porzucenie samochodu w weekendy oraz przy poruszaniu się po szeroko rozumianym centrum.
Oraz bardziej ekonomiczną jazdę, która nie tylko zmniejszyła zużycie paliwa, ale również zdecydowanie pozytywnie wpłynęła na licznik mojego programu „zbieraj punkty, odbieraj nagrody” prowadzonego przez Komendę Główną Policji…
Drugą rzeczą była segregacja śmieci. Okazało się, że w miarę
niedużej odległości od domu mam pojemniki na śmieci segregowane, więc w domu
pojawiły się też osobne kosze na plastyk, papier oraz szkło i metal. Zaprzestałam
kupowania produktów w opakowaniach tetrapack’owych ze względu na ich kompletną
niedegradowalność. Wyrobiłam w sobie nawyk mycia każdego plastykowego
opakowania po serku czy jogurcie i segregacji jak najwięcej.
Po pierwszych dwóch tygodniach z przerażeniem zauważyłam
ileż to plastykowych opakowań dziennie zużywam, a więc nastąpiła u mnie lekka
modyfikacja podejścia.
Gdzie to było możliwe przestawiłam się na opakowania
papierowe, szklane lub metalowe czyli takie które mają największy potencjał
przetwórczy.
Gdzie po drodze przez tą całą drogę, a może całkowicie
niezależnie, pojawiła mi się niechęć do mięsa. Czysto biologiczna, niekoniecznie
związana z pochylaniem się nad losem zwierząt, choć uniknięcie cierpienia przynajmniej
paru zwierząt jest pozytywnym skutkiem zmiany w diecie.
Jednak jestem pewna że nie mogę się nazwać wegetarianką.
Dlaczego?
Zgodnie z ogólnie przyjętą definicją wegetarianizm polega na
nie konsumowaniu jakichkolwiek produktów odzwierzęcych, które pochodzą z uboju
zwierząt, czyli poza mięsem również żelatyny, futer i skóry.
Z żelatyną nie mam problemu, choć pewnie nie jestem świadoma
wszelkich sposobów jej wykorzystania. Futra są mi również obojętne gdyż nigdy
nie pałałam do nich miłością, jednak ze skórą problem już mam.
Zawsze można mieć torebkę z materiału, tak samo również z
paskiem, pewnie nawet buty, jednak takie produkty nie są trwałe. A więc ich
szybkie zużycie spowoduje, że będę musiała zakupić nowe w zastępstwie za zużyte.
A więc będę napędzać konsumencki kołowrotek i produkcję
kolejnych rzeczy.
Są również zamienniki, tak zwana eko-skóra, w przypadku
której nazwa jest dla mnie jedną wielką kpiną. Nie jest to nic innego jak
odpowiednio uformowany plastyk, absolutnie nie biodegrodawalny, w niewielkim
stopniu przetwarzalny i wymagający niesamowitego zużycia energii i chemii do
wyprodukowania.
Skóra naturalna mnie wydaje się jedyną rozsądną opcją. Jest
trwała i odpowiednio pielęgnowana może przetrwać lata, a więc zmniejsza
poważnie zapotrzebowanie na zakup nowych produktów, jest bio-degradowalna i jej
produkcja wydaje się mieć zdecydowanie mniej negatywny wpływ na środowisko niż
inne rozwiązania.
Choć mogę się mylić.
Ginie przy niej zwierzę. To jeden minus.
Najczęściej jest to krowa. Hodowla krów wymaga jednak zużycia
niesamowitych ilości wody.
Również nie wiem czy mięso i inne elementy z tego zwierzęcia
są wykorzystywane w maksymalnym stopniu – tak by zmarnowało się jak najmniej.
Do garbowania i farbowania skóry również wykorzystywane są
różne chemikalia, zapewne w nie mniejszym stopniu szkodliwe niż te
wykorzystywane i tworzone przy produkcji eko-skóry lub trwałych materiałów
naturalnych.
I tu pojawia mi się wątpliwość - czy można być ekologicznym,
wegetariańskim i minimalistycznym jednocześnie?
Czy może konieczny jest wieczny kompromis i odstąpienia od
zasad (nieważne czy wewnętrznych czy zewnętrznych) w przynajmniej jednym z tych
obszarów?
Aube, poruszyłaś temat, który mnie frapuje od wielu lat, tj. od kiedy zostałam wegetarianką (ile to już? rety, 18 lat!). Przede wszystkim w kontekście butów, bo jeśli chodzi o torebki to mam albo z materiału, albo kupuję skórzane, ale w second-handach (czasem są w idealnym stanie, a dzięki temu nie napędzam rynkowej machiny). Jednak z butami jest to kwestia zarówno wygody, materiału przyjaznego dla stóp, dobrze oddychającego, jak i dającego się rozłożyć... Chyba skóra jest mimo wszystko najbliższa tym kryteriom. Myślę, że dobrym wyjściem jest, aby zminimalizować ubój zwierząt na skórę i nadmierną konsumpcję, kupowanie ponadczasowych, pasujących do wszystkiego, wygodnych i trwałych butów, takich w których można chodzić latami. Wiem, że wiele kobiet odczuwa psychiczny przymus, by wraz z kolejną porą roku i sezonem kupić sobie jakieś modne buty w nowym kolorze (często słabej jakości buty z sieciówek, których cena i tak powala)... ale chyba można zapanować nad tym impulsem. Mam swoje ulubione marki, choć buty kupuję rzadko. A z gumowych posiadam kalosze i trekingowe sandały, no i buty do biegania :)
OdpowiedzUsuńZresztą z tego, co kojarzę, zwierzęta nie są specjalnie ubijane na skóry (chyba że futro), a skóry pozyskuje się przy okazji produkcji mięsa.
Jedną z moich ulubionych ekologicznych zmian była wymiana dezodorantu na kryształ ałunu. To niesamowity minerał. Wystarczy zwilżyć wodą i użyć jak dezodorantu w sztyfcie, jest w 100% naturalny, nie podrażnia, starcza na ok. 4 lata użytkowania, nie jest drogi. A działa dużo lepiej niż zwykłe dezodoranty! Naprawdę Ci polecam (kupisz np. w Mydlarni Franciszka)
OdpowiedzUsuńJestem wegetarianką i mam odnośnie butów ten sam dylemat! Wczoraj na jakiejś imprezie gadałam o tym z kolegą wegetarianinem. Stwierdził, że ma skórzane glany, ale każdy system czy ideologia ma jakąś dziurę, więc zamiast martwić się skórzanymi butami lepiej się cieszyć, że kilka świń dzięki niemu będzie żyło. Po prostu: zamiast obwiniać się o hipokryzję, rób więcej dobrych rzeczy. Ja osobiście mam tak wysokie wymagania co do wygody buta, że nie mam co narzekać - jak znajdę coś komfortowego, po prostu kupuję. Naprawdę rzadko znajduję wygodne i ładne jednocześnie obuwie