niedziela, 25 marca 2012

Rozmyślając o wegetarianizmie i ekologii


Zwrócenie uwagi na treści minimalistyczne w moim przypadku zbiegło się ze, zbyt długo odkładanym, poważniejszym zastosowaniu się do wytycznych bardziej społecznie odpowiedzialnego, czyli ekologicznego życia.
Nie jest to w moim przypadku ekologia skrajna – bardziej nastawiona na zmniejszanie swojego „węglowego odcisku”.

A więc nie zrezygnowałam z samochodu na rzecz komunikacji miejskiej. Mieszkam w dużym mieście, gdzie mogłabym to zrobić. Jednak mój czas oraz częstość poruszania się poza zasięgiem komunikacji miejskiej zdecydowanie uczyniłyby moje życie cięższym.
Tu jednak swój „odcisk” zmniejszyłam przez porzucenie samochodu w weekendy oraz przy poruszaniu się po szeroko rozumianym centrum.
Oraz bardziej ekonomiczną jazdę, która nie tylko zmniejszyła zużycie paliwa, ale również zdecydowanie pozytywnie wpłynęła na licznik mojego programu „zbieraj punkty, odbieraj nagrody” prowadzonego przez Komendę Główną Policji…

Drugą rzeczą była segregacja śmieci. Okazało się, że w miarę niedużej odległości od domu mam pojemniki na śmieci segregowane, więc w domu pojawiły się też osobne kosze na plastyk, papier oraz szkło i metal. Zaprzestałam kupowania produktów w opakowaniach tetrapack’owych ze względu na ich kompletną niedegradowalność. Wyrobiłam w sobie nawyk mycia każdego plastykowego opakowania po serku czy jogurcie i segregacji jak najwięcej.
Po pierwszych dwóch tygodniach z przerażeniem zauważyłam ileż to plastykowych opakowań dziennie zużywam, a więc nastąpiła u mnie lekka modyfikacja podejścia.
Gdzie to było możliwe przestawiłam się na opakowania papierowe, szklane lub metalowe czyli takie które mają największy potencjał przetwórczy.

Gdzie po drodze przez tą całą drogę, a może całkowicie niezależnie, pojawiła mi się niechęć do mięsa. Czysto biologiczna, niekoniecznie związana z pochylaniem się nad losem zwierząt, choć uniknięcie cierpienia przynajmniej paru zwierząt jest pozytywnym skutkiem zmiany w diecie.

Jednak jestem pewna że nie mogę się nazwać wegetarianką.

Dlaczego?


Zgodnie z ogólnie przyjętą definicją wegetarianizm polega na nie konsumowaniu jakichkolwiek produktów odzwierzęcych, które pochodzą z uboju zwierząt, czyli poza mięsem również żelatyny, futer i skóry.

Z żelatyną nie mam problemu, choć pewnie nie jestem świadoma wszelkich sposobów jej wykorzystania. Futra są mi również obojętne gdyż nigdy nie pałałam do nich miłością, jednak ze skórą problem już mam.
Zawsze można mieć torebkę z materiału, tak samo również z paskiem, pewnie nawet buty, jednak takie produkty nie są trwałe. A więc ich szybkie zużycie spowoduje, że będę musiała zakupić nowe w zastępstwie za zużyte.
A więc będę napędzać konsumencki kołowrotek i produkcję kolejnych rzeczy.

Są również zamienniki, tak zwana eko-skóra, w przypadku której nazwa jest dla mnie jedną wielką kpiną. Nie jest to nic innego jak odpowiednio uformowany plastyk, absolutnie nie biodegrodawalny, w niewielkim stopniu przetwarzalny i wymagający niesamowitego zużycia energii i chemii do wyprodukowania.

Skóra naturalna mnie wydaje się jedyną rozsądną opcją. Jest trwała i odpowiednio pielęgnowana może przetrwać lata, a więc zmniejsza poważnie zapotrzebowanie na zakup nowych produktów, jest bio-degradowalna i jej produkcja wydaje się mieć zdecydowanie mniej negatywny wpływ na środowisko niż inne rozwiązania.

Choć mogę się mylić.

Ginie przy niej zwierzę. To jeden minus.
Najczęściej jest to krowa. Hodowla krów wymaga jednak zużycia niesamowitych ilości wody.

Również nie wiem czy mięso i inne elementy z tego zwierzęcia są wykorzystywane w maksymalnym stopniu – tak by zmarnowało się jak najmniej.

Do garbowania i farbowania skóry również wykorzystywane są różne chemikalia, zapewne w nie mniejszym stopniu szkodliwe niż te wykorzystywane i tworzone przy produkcji eko-skóry lub trwałych materiałów naturalnych.

I tu pojawia mi się wątpliwość - czy można być ekologicznym, wegetariańskim i minimalistycznym jednocześnie?

Czy może konieczny jest wieczny kompromis i odstąpienia od zasad (nieważne czy wewnętrznych czy zewnętrznych) w przynajmniej jednym z tych obszarów?

2 komentarze:

  1. Aube, poruszyłaś temat, który mnie frapuje od wielu lat, tj. od kiedy zostałam wegetarianką (ile to już? rety, 18 lat!). Przede wszystkim w kontekście butów, bo jeśli chodzi o torebki to mam albo z materiału, albo kupuję skórzane, ale w second-handach (czasem są w idealnym stanie, a dzięki temu nie napędzam rynkowej machiny). Jednak z butami jest to kwestia zarówno wygody, materiału przyjaznego dla stóp, dobrze oddychającego, jak i dającego się rozłożyć... Chyba skóra jest mimo wszystko najbliższa tym kryteriom. Myślę, że dobrym wyjściem jest, aby zminimalizować ubój zwierząt na skórę i nadmierną konsumpcję, kupowanie ponadczasowych, pasujących do wszystkiego, wygodnych i trwałych butów, takich w których można chodzić latami. Wiem, że wiele kobiet odczuwa psychiczny przymus, by wraz z kolejną porą roku i sezonem kupić sobie jakieś modne buty w nowym kolorze (często słabej jakości buty z sieciówek, których cena i tak powala)... ale chyba można zapanować nad tym impulsem. Mam swoje ulubione marki, choć buty kupuję rzadko. A z gumowych posiadam kalosze i trekingowe sandały, no i buty do biegania :)
    Zresztą z tego, co kojarzę, zwierzęta nie są specjalnie ubijane na skóry (chyba że futro), a skóry pozyskuje się przy okazji produkcji mięsa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jedną z moich ulubionych ekologicznych zmian była wymiana dezodorantu na kryształ ałunu. To niesamowity minerał. Wystarczy zwilżyć wodą i użyć jak dezodorantu w sztyfcie, jest w 100% naturalny, nie podrażnia, starcza na ok. 4 lata użytkowania, nie jest drogi. A działa dużo lepiej niż zwykłe dezodoranty! Naprawdę Ci polecam (kupisz np. w Mydlarni Franciszka)
    Jestem wegetarianką i mam odnośnie butów ten sam dylemat! Wczoraj na jakiejś imprezie gadałam o tym z kolegą wegetarianinem. Stwierdził, że ma skórzane glany, ale każdy system czy ideologia ma jakąś dziurę, więc zamiast martwić się skórzanymi butami lepiej się cieszyć, że kilka świń dzięki niemu będzie żyło. Po prostu: zamiast obwiniać się o hipokryzję, rób więcej dobrych rzeczy. Ja osobiście mam tak wysokie wymagania co do wygody buta, że nie mam co narzekać - jak znajdę coś komfortowego, po prostu kupuję. Naprawdę rzadko znajduję wygodne i ładne jednocześnie obuwie

    OdpowiedzUsuń