wtorek, 19 czerwca 2012

Nie miała kobieta problemu...

...to zrobiła sobie remont.

Od tygodnia żyję w mieszkaniu zmniejszonym o połowę.
Łazienka ograniczyła się do wanny i toalety.
Kuchnia to de facto lodówka i od czasu do czasu podłączony zlew.
Z sofą nie widziałam się od dawna.
Najazdowi kafelek, klei, płyt kartonowo-gipsowych i wszędobylskiego pyłu oparła się jedynie sypialnia.

I nie jest źle.
W weekend wpadłam z rana do znajomej, posiedziałyśmy plotkując przy kawie o poranku, kiedy moje pranie radośnie obracało się w jej pralce.
Choć człowiek miałby ochotę coś ugotować, to jakoś inwencja twórcza w wykonywaniu sałatek rozwija się w pełnej krasie i nie cierpię aż tak bardzo.
Brak możliwości posiedzenia w domu spowodował, że zwiedzam uparcie miasto.
I jakoś wcześniej człowiek kładzie się spać.
To ten tlen po wieczornych spacerach.

I okazuję się że można żyć bez problemów z jeszcze mniejszą ilością rzeczy.

Coś mam wrażenie że po tym remoncie mniej rzeczy wróci na "swoje" miejsce....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz