wtorek, 26 czerwca 2012

Bądź zmianą, którą pragniesz ujrzeć w świecie


Coraz częściej stosuję się do tych słów Mahatmy Gandhi’iego. Choć w pracy nie specjalnie mi się udaje, to zdecydowanie zwolniłam w jednym miejscu.

Na drodze.

Przyczyna może nie była zbyt chwalebna, ale nie pytajmy o przyczynę, raczej o skutek.
Zaczęło się od tego, że jadąc jakiś czas temu trasą na północ zostałam upomniana przez Lubego, że w miejscu o ograniczeniu prędkości do 50 km/h, prędkość w okolicach stówy jest lekko niewskazana...
Zirytowało mnie to, i ramach małej złośliwości stwierdziłam, że w takiej sytuacji resztę trasy przejadę zgodnie z przepisami.

I jakież było moje zaskoczenie, kiedy w końcowym rozrachunku dotarłam na miejsce może 20 minut później niż „normalnie” a ciemne samochody stojące na poboczu nie powodował na mnie palpitacji serca i potrzeby gwałtownego wciśnięcia hamulca.

Tak rozpoczęło się moje zwalnianie.


Nie ukrywam – niechlubnie mogę powiedzieć, że przepisy drogowe wcześniej traktowałam raczej jako sugestie…nie żebym była wielkim piratem drogowym, ale jakoś ograniczenia prędkości nie specjalnie do mnie przemawiały.
Jednak w którymś momencie coś „zaskoczyło”. Myślę, że poza wyżej opisanym „fochem”, wpływ miała okazja pojeżdżenia samochodem po Szwajcarii. Jest to kraj doskonałych autostrad i męczących, z punktu widzenia Polaka, ograniczeń w mieście do 50-ciu, a nawet 30 km/h. Również ich system karania kierowców oparty nie o mandaty kwotowe, ale procentowe zależne od rocznych dochodów działał prewencyjnie.
I okazało się, że można. Że jak wszyscy jadą przez miasto 50 na godzinę, to nie odczuwasz tego jako powolna jazda. Że na każdy manewr jest czas, zwłaszcza jak jesteś nauczony szybkiego reagowania przez polskie drogi.
I kiedy wróciłam do domu zaczęłam tak samo jeździć po Warszawie i w okolicach.
Ok, nie dokładnie 50 km/h, trzymam się „mandatowej” granicy 60-tki, jednak zdecydowanie zwolniłam w stosunku do wcześniejszych nawyków.
Nie cieszy się to raczej zrozumieniem ze strony innych kierowców – tego się spodziewałam. Nie dziwi to jak czasem muszę pojechać prawym pasem, ale wywołuje dziwne uczucie kiedy jadąc lewym poniżej limitu prędkości  a „beemka” przykleja mi się do zderzaka i kierowca ma minę jakby chciałby abym zjechała na chodnik…
Również mam wrażenie że spowolnienie jazdy nie jest celem miejskich „ustawiaczy” świateł, gdyż płynne przejechanie między światłami bez potrzeby zatrzymywania się wymaga prędkości minimum 55 km/h.
 Choć z drugiej strony zatrzymując się na światłach ostatnio miałam okazję zauważyć piękne modernistyczne rzeźby na górnej fasadzie jednego z budynków na Jasnej.
I już nie zwracam uwagi na foto-radary.
Policja nie powoduje przyśpieszenia rytmu serca.
Jadę spokojniej.

I jestem zmianą, jaką chcę widzieć.

PS: słyszałam ostatnio w radiu, że pewnym skandynawskim mieście ustawiono radary, które robią zdjęcia pojazdom jadącym zgodnie z przepisami. Ich właściciele biorą potem udział w losowaniu nagród, które w większości obejmują wejściówki na kulturalne wydarzenia w tymże mieście. Może to jest sposób? Jak nie kijem, to może marchewką?

9 komentarzy:

  1. cudowny ten blog. subskrybuje do mojeg rss readera i bedzie co czytac :) gratuluje pomyslu i latwosci pisania! pzdr z nuuk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo!
      Z przyjemnością poczytam u Ciebie o życiu na Grenlandii - to dopiero egzotyka!

      Usuń
  2. Przeczytałam całego bloga i muszę powiedzieć, że Twoja inicjatywa bardzo mi się podoba. Na pewno będę śledzić jakie robisz postępy, bo świetnie się Ciebie czyta.

    OdpowiedzUsuń
  3. W końcu i tak wszyscy spotykamy się na światłach. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spotkać się spotkamy, ale ja bez mandatu ;-)

      Usuń
  4. Wiesz co, weszłam na blog po linkach, przeczytałam ten wpis i ręce mi opadły.

    Dla mnie jazda zgodnie z przepisami jest czymś absolutnie oczywistym i normalnym. Przestrzegam ograniczeń prędkości czy zakazów zatrzymywania i jakoś zawsze dojadę na miejsce i mam się gdzie zatrzymać.

    A przeciwne zachowanie, tak jak np. niepłacenie podatków czy praca na czarno są IMHO po prostu niemoralne i złe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się że dla ciebie to oczywiste - dla mnie nie było. Na drodze żyłam w przekonaniu, że muszę się dostosować do prędkości innych samochodów, bo inaczej będę "zawalidrogą".
      I dlatego o tym piszę, bo ja dopiero niedawno dorosłam do tego co ty już wiedziałaś - trzymanie się przepisów POWINNO byc czymś oczywistym i naturalnym, a nie "frajerstwem".

      Usuń
    2. Super, że się przestawiłaś! I oby wszyscy tak zrobili ...

      Usuń