Coraz częściej stosuję się do tych słów Mahatmy Gandhi’iego.
Choć w pracy nie specjalnie mi się udaje, to zdecydowanie zwolniłam w jednym
miejscu.
Na drodze.
Przyczyna może nie była zbyt chwalebna, ale nie pytajmy o
przyczynę, raczej o skutek.
Zaczęło się od tego, że jadąc jakiś czas temu trasą na
północ zostałam upomniana przez Lubego, że w miejscu o ograniczeniu prędkości
do 50 km/h, prędkość w okolicach stówy jest lekko niewskazana...
Zirytowało mnie to, i ramach małej złośliwości stwierdziłam,
że w takiej sytuacji resztę trasy przejadę zgodnie z przepisami.
I jakież było moje zaskoczenie, kiedy w końcowym rozrachunku dotarłam na miejsce może 20 minut później niż „normalnie” a ciemne samochody stojące na poboczu nie powodował na mnie palpitacji serca i potrzeby gwałtownego wciśnięcia hamulca.
Tak rozpoczęło się moje zwalnianie.
Nie ukrywam – niechlubnie mogę powiedzieć, że
przepisy drogowe wcześniej traktowałam raczej jako sugestie…nie żebym była wielkim
piratem drogowym, ale jakoś ograniczenia prędkości nie specjalnie do mnie
przemawiały.
Jednak w którymś momencie coś „zaskoczyło”. Myślę, że poza
wyżej opisanym „fochem”, wpływ miała okazja pojeżdżenia samochodem po
Szwajcarii. Jest to kraj doskonałych autostrad i męczących, z punktu widzenia
Polaka, ograniczeń w mieście do 50-ciu, a nawet 30 km/h. Również ich system
karania kierowców oparty nie o mandaty kwotowe, ale procentowe zależne od rocznych
dochodów działał prewencyjnie.
I okazało się, że można. Że jak wszyscy jadą przez miasto 50
na godzinę, to nie odczuwasz tego jako powolna jazda. Że na każdy manewr jest
czas, zwłaszcza jak jesteś nauczony szybkiego reagowania przez polskie drogi.
I kiedy wróciłam do domu zaczęłam tak samo jeździć po
Warszawie i w okolicach.
Ok, nie dokładnie 50 km/h, trzymam się
„mandatowej” granicy 60-tki, jednak zdecydowanie zwolniłam w stosunku do wcześniejszych nawyków.
Nie cieszy się to raczej zrozumieniem ze strony innych
kierowców – tego się spodziewałam. Nie dziwi to jak czasem muszę pojechać
prawym pasem, ale wywołuje dziwne uczucie kiedy jadąc lewym poniżej limitu
prędkości a „beemka” przykleja mi się do
zderzaka i kierowca ma minę jakby chciałby abym zjechała na chodnik…
Również mam wrażenie że spowolnienie jazdy nie jest celem
miejskich „ustawiaczy” świateł, gdyż płynne przejechanie między światłami bez
potrzeby zatrzymywania się wymaga prędkości minimum 55 km/h.
I już nie zwracam uwagi na foto-radary.
Policja nie powoduje przyśpieszenia rytmu serca.
Jadę spokojniej.
I jestem zmianą, jaką chcę widzieć.
PS: słyszałam ostatnio w radiu, że pewnym skandynawskim
mieście ustawiono radary, które robią zdjęcia pojazdom jadącym zgodnie z
przepisami. Ich właściciele biorą potem udział w losowaniu nagród, które w
większości obejmują wejściówki na kulturalne wydarzenia w tymże mieście. Może
to jest sposób? Jak nie kijem, to może marchewką?
cudowny ten blog. subskrybuje do mojeg rss readera i bedzie co czytac :) gratuluje pomyslu i latwosci pisania! pzdr z nuuk
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo!
UsuńZ przyjemnością poczytam u Ciebie o życiu na Grenlandii - to dopiero egzotyka!
Przeczytałam całego bloga i muszę powiedzieć, że Twoja inicjatywa bardzo mi się podoba. Na pewno będę śledzić jakie robisz postępy, bo świetnie się Ciebie czyta.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo!
UsuńW końcu i tak wszyscy spotykamy się na światłach. :)
OdpowiedzUsuńSpotkać się spotkamy, ale ja bez mandatu ;-)
UsuńWiesz co, weszłam na blog po linkach, przeczytałam ten wpis i ręce mi opadły.
OdpowiedzUsuńDla mnie jazda zgodnie z przepisami jest czymś absolutnie oczywistym i normalnym. Przestrzegam ograniczeń prędkości czy zakazów zatrzymywania i jakoś zawsze dojadę na miejsce i mam się gdzie zatrzymać.
A przeciwne zachowanie, tak jak np. niepłacenie podatków czy praca na czarno są IMHO po prostu niemoralne i złe.
Cieszę się że dla ciebie to oczywiste - dla mnie nie było. Na drodze żyłam w przekonaniu, że muszę się dostosować do prędkości innych samochodów, bo inaczej będę "zawalidrogą".
UsuńI dlatego o tym piszę, bo ja dopiero niedawno dorosłam do tego co ty już wiedziałaś - trzymanie się przepisów POWINNO byc czymś oczywistym i naturalnym, a nie "frajerstwem".
Super, że się przestawiłaś! I oby wszyscy tak zrobili ...
Usuń